Spis treści


Franciszek Gałązka

(1920 - 2017)

Rumunia lato 1939, młody Franciszek Gałązka spędza tam wakacje. Uczy się kilku słów w miejscowym języku. Nie wie, że ta wiedza przyda mu się już za kilka miesięcy w zupełnie niespodziewanych okolicznościach. 

Zmobilizowany we wrześniu trafia znów do gościnnej Rumunii. Tych kilka słów wyuczonych podczas wakacji ułatwia mu ucieczkę z internowania. Przedostaje się do Francji, następnie zostaje internowany w Szwajcarii. Tam kończy studia. Po wojnie jak wielu jego kolegów nie decyduje się na powrót do kraju. Osiedla się w Belgii. Życiową energię dzieli pomiędzy rodzinę, pracę i życie społeczne. 

Franciszek Gałązka przez kilkadziesiąt lat działał na rzecz polskiej wspólnoty w Belgii. Był członkiem polonijnych organizacji, zasiadał we władzach Rady Polonii Belgijskiej, której do dziś jest honorowym prezesem. Swoją działalność społeczną aktywnie prowadził także w środowisku belgijskim, będąc m.in. członkiem Chrześcijańsko - Demokratycznego Stronnictwa Pracy.


 

Wiosna, lato i jesień 1945

 

Wiosna i lato 39 to jest przygotowanie do matury. Koniec matury, wyjazd na obóz harcerski do Rumunii. (..) Wróciliśmy 12 sierpnia a 15 jechaliśmy na obóz junacki. Po maturze każdy zobowiązany był pojechać na taki obóz. Odbywały się tam ćwiczenia wojskowe ale przede wszystkim praca fizyczna. Masa ludzi, która wcześniej łopaty ani kilofa w ręku nie miała nagle musiała coś takiego robić. To było bardzo dobre. W kompanii połowa to byli maturzyści. Przycinki czy inne takie mniej lub bardziej przyjemne. ponieważ druga połowa to byli chłopcy ze wsi, którzy przyjechali sobie dorobić. A tu przyjechali sobie chłopcy z miasta dużego i udają, że kilofem też robić umieją. Na obozie znienacka alarm. Mobilizacja. 

Przeszliśmy do granicy i nas internowali. Wsadzili do obozu i byłem chyba pierwszym, który z niego uciekł. (…) Żeby uciec trzeba mieć cywila. Myśmy byli w mundurze, w drelichach. Na granicy okradli mnie. Chciałem wyjąć maszynkę i ogolić się, jak wróciłem walizki nie było. W chlebaku miałem notatnik który mam do dzisiejszego dnia. Koledzy, jeden dał sweter, drugi koszulę, sznurkiem zrobiliśmy szelki żeby spodnie zeszły w dół. I udało mi się dojechać do Bukaresztu.  


 

 Gościnna Szwajcaria

 

… Zawieźli nas do jakiejś miejscowości i rozparcelowali po różnych domach. Ja pamiętam taki, gdzie był mały chłopczyk i stale patrzył na mój hełm, więc ja mu dałem ten hełm. Dwa dni potem zawieźli nas do hotelu do Sumiswaldu i tam byliśmy kilka miesięcy. Mój rewolwer schowałem za kominem. Może do dzisiejszego dnia jeszcze tam leży. 

Jakaś francuska organizacja charytatywna chciała namawiać Francuzki żeby były maraines de guerre. Polacy przejęli ten pomysł. W ambasadzie polskiej w Londynie ogłoszono – zapraszamy panie, żeby były maraines de guerrre polskich żołnierzy. I jakaś panienka wyciągnęła moje nazwisko. I jakaś panienka zaczęła pisać do mnie, Angielka. Napisała list i przysłała paczkę z czekoladkami, szalikiem. Wymiana dwóch, trzech listów i wojna potem. I kiedy już byłem w Szwajcarii to napisałem do niej list. Ona – to bardzo dobrze, że cię internowali w Szwajcarii bo ja tam mam ciotkę. Napisałem list do ciotki, ona – wszystko wiem, czekam na pana w Lugano.  


 

 Świadek historii

 

Pewnego dnia wieczorem komendant mówi, proszę przyjść do mojego pokoju. Za kilka dni przyjedzie ktoś, to jest tajne (o czym będzie mówił) proszę na ten temat nie rozmawiać. Każdemu po kolei mówił osobno. (…) Co się okazało, otóż ktoś rzucił pomysł, żeby przerzucić grupę młodych ludzi ze Szwajcarii do Warszawy. (…) Oni byli przewidziani do robienia propagandy pisemnej, to można porównać doi cichociemnych. Wiem że potem była wpadka, gdzieś cos nie wyszło. 

W moim plutonie ja byłem jedyny z Polski, inni byli z Francji. Oni między sobą rozmawiali po francusku. (…) ja byłem najmłodszy, dowodziłem bo dowódca plutonu gdzieś zniknął a ja byłem jego zastępcą.  


 

 W drodze do Belgii

 

W Lugano znałem konsula amerykańskiego. Jak byłem na praktyce w Zurychu to on mnie zapraszał do siebie. (…) I podczas jednej z rozmów mówię „myślę o Ameryce”. Dzisiaj jest sobota, w poniedziałek musisz iść do wizy. Przypadkowo okazał się że jedzie do Stanów Zjednoczonych. Twoje dokumenty się tam znajda od razu a nie droga administracyjną.

Ja ją poznałem w Lourdes a ona tu (w Belgii) znalazła się przed końcem wojny. Była w obozie po powstaniu gdzieś koło granicy holenderskiej.  I jak Amerykanie wyswobodzili tę miejscowość zjawił się korespondent – Polak. Poinformował o spotkanej grupie Polek ministerstwo w Londynie. Minister oświaty prałat Kaczyński wiedział kto to był Chaciński (kazał) wysłać trzy siostry Chacińskie do Brukseli.  


 

 Związki zawodowe

 

Zrobiliśmy kongres w Paryżu, który przewidywał zjednoczenie polskich związków zawodowych w Anglii, Francji i Belgii (…). Na drugi dzień rozszerzyliśmy to na inne kraje. Z jednej strony Polacy, poza tym Ukraińcy, Czesi, Słoweńcy, Łotysze, Litwini i Estończycy. Wszystko to powstało pod nazwą Union Chretien d’Europe Central. (…)  UCDec działał do 95 roku. 


 

 Szkoła polonijna

 

Była szkoła którą prowadził pan Dehnel, który był przez pewien czas moim komendantem w harcerstwie w Warszawie. (…) Wykłady o Polsce, dlaczego jest taka dzisiaj?


 

 Kariera zawodowa

 

Niejaki pan Chamiec mówi, ja pracuję, ale to mi się nie podoba, mam zamiar robić co innego. Oni będą szukali. Ja ci powiem w której gazecie będzie ogłoszenie to się zgłoś od razu. Ja się zgłosiłem. (…) Czy pan ma dyplom w kieszeni czy nie to mnie nie interesuje, mnie interesuje co pan ma w głowie. Od pierwszego września pan jest angażowany. Trzydzieści lat. Piętnaście jako jeden z trzech dyrektorów. Ubezpieczenia morskie.