Spis treści


Edward Kozik

(1922 - 2014)

Umierać potrafi każdy, przeżyć, żyć dla Polski, to jest sztuka mówi Edward Kozik. Być potrzebnym, tak długo jak możesz komuś pomóc tak długo twoje życie ma sens mówi. Urodził się w 1922 roku w Stryszowie, miejscowości położonej niedaleko Wadowic.  Społecznik, polityk, człowiek wielu zawodów, szachista. 

Jako nastolatek uczestniczy w kampanii wrześniowej. W 1943 roku deportowany do obozu koncentracyjnego. Po wojnie zgłasza się do polskiego wojska. Zdemobilizowany osiedla się w Roubaix.  To małe miasto w północnej Francji stało się miejscem na ziemi Edwarda Kozika. Tam znajduje pracę i angażuje się w działalność społeczną. Edward Kozik to człowiek niezwykłej siły i wewnętrznego blasku. Nie złamali go hitlerowcy, nie złamało życie emigranta. Dziś z piersią pełną orderów, które z resztą traktuje lekko (choć, po swojemu, z należnym im szacunkiem) pan Kozik stara się być wciąż potrzebnym. Z czasów wojny została mu taka, jak lubi mówić, przypadłość – pomaganie innym. Nie jest to nic złego, twierdzi. Skromny. Przed wojną się nie liczy, mówi. To lata wojenne nauczyły go bycia prawdziwym człowiekiem. Nie żałuje trudów ale nikomu nie życzy. Jego powojenne losy są konsekwencją tego granicznego doświadczenia codziennego zagrożenia życia, nieustannego przekraczania własnej wytrzymałości. 27 razy zmieniał pracę, nigdy nie przejmował się pieniędzmi, był sprzątaczem, kierowcą, majstrem, dyrektorem, radnym miejskim i okręgowym. Po wojnie nigdy się nie bał. Bo czego się było bać. 


  

 Wrzesień 39

 

Wojna się skończy a ja wojny nie będę widział? Wsiadłem na rower, to blisko Wadowic było. Słyszę nagle jakieś gwizdy, ptaszki śpiewają. To kule. Jeden żołnierz mnie przewrócił z rowerem, gdzie idioto!

Przepuściliśmy trzy czołgi, trzy wozy pancerne i potem z tymi granatami. Droga się zablokowała. Niemcy zostali wzięci do niewoli. 


 

  Przed wojną

 

Matka zmarła po porodzie najmłodszego rodzeństwa, ojciec próbował ją ratować, sprzedał najlepsze kawałki pola. Wpadł w nędzę. Później wojna się zaczęła i nie mógł się wyratować. 


 

  Niemieckie więzienia

 

W 43 roku po bitwie pod Kurskiem ss-mani wpadli w szał. Strzelali rano, pijani. Nas było 11 w celu. Popołudniem przyszli. Ty jesteś jeszcze?  - pytają, znali mnie bo często byłem tłumaczem. No to zaraz cię sprzątniemy. W nocy strzelali, czytali nazwiska. Mnie nie wywołali. Zostało nas 4 w celi. 


 

  Droga przez Europę

 

Koło Strasburga to już miałem ubranie trochę zmęczone. Na granicy Francji i Niemiec to bardziej pilnowali. Trzy tygodnie przeszedłem. 


  

 Obóz koncentracyjny

 

Ludzie chowają swoją tożsamość. A w obozie wszystko wychodzi na nago. (…) Ja jak kogoś widzę, to pierwsze pytanie (które mi przychodzi do głowy) jak on by się zachował w obozie? 


  

 Wola życia

 

Wychodziliśmy wcześniej niż inni, żeby na robotę być 15 kilometrów. Z łopatami i kilofami. I z powrotem 15 kilometrów. Ten powrót to było coś strasznego. Najczęściej to bez kolacji, nie było już nic do jedzenia, wszystko zostało wydane. 


  

 Barbara Socha

 

Ogarek o Edwardzie Koziku 


 

  Zwolnienie z obozu

 

Zostałem zwolniony wcześniej, przed końcem obozu. (…) Niemcy wycinali swoje lasy bo już zgubili lasy na zachodzi e i na wschodzie. Ta firma miała wycinkę lasu w Turyngii, nad miastem Mulhausen taka góra lasu.  Zażądali, żeby tych 16 co u nich robili zwolnić do tego lasu. 


  

 Po wojnie

 

W 47 roku poszedłem na wakacje trochę sobie zarobić pieniędzy. Zarobiłem tyle co górnicy przez trzy lata. (…) Był jeden stary Żyd, który miał magazyn mebli w Lille. Ja chodziłem i sprzedawałem z katalogu. Później Niemcy byli zwalniani do domu (z niewoli) wszyscy chcieli mieć nowy garnitur. 


  

 Język polski na maturze

 

Otrzymałem przez 2 lata 50 tysięcy podpisów. Ale to trzeba było chodzić. Od domu do domu codziennie po koloniach robiłem. Rano zaczynałem robotę. Od czasu do czasu policja mnie zatrzymywała, ale nic złego nie robiłem.  Jak deputowany Herman poszedł z tym do ministra oświaty, to było przed wyborami, to ten tak był poruszony, że tyle tych podpisów. Na drugi dzień język polski został uznany do matury. Bez żadnej agregacji. Ale jak go uczyć?


  

 Działalność społeczna w Roubaix

 

Mer miasta Roubaix mówi, żeby dali mu jednego Hiszpana, który jest naturalizowanym Francuzem bo ich jest tak dużo, że on go nawet weźmie do rady miejskiej. Hiszpanie napisali, że nie trzeba tu radnego bo tam już jest radny Hiszpan, który mówi po polsku. Nazywa się ojciec Edward. Ojciec znaczy padre, bo trzeba być ojcem żeby tak pomagać. 


 

  Praca

 

27 razy zmieniłem, byłem taki… ja musiałem rządzić. Jak gdzieś szedłem do roboty do lepiej zrozumiałem, lepiej się doszkoliłem jak szef czy wszyscy inni. (…) Poszedłem jako zwyczajny robotnik, ten co zamiata. Za rok byłem tam majstrem. Jaką to trzeba było przejść walkę. Ci którzy byli tokarzami, frezerami, 20, 30 lat i ja naraz zacząłem być lepszy. Ta walka mnie podniecała. 

(…) Czasem pół dnia siedziałem w kafejce, grałem w szachy podczas roboty, patron chodził w około i nic nie mówił bo wiedział, że robota idzie.  Jak robotnik zmarnował 2 godziny roboty od razu poznałem. Nie byłem łatwy.


 

  Polityka 

 

Moi szachiści prowadzili kampanię. Roznosili ulotki, kleili afisze. (…) Ja byłem nie zaangażowany partyjnie, to jest najgorsze. Musi pan walczyć z partiami. Trzeba być bardzo mocnym (w tej sytuacji) żeby być wybranym do wspólnoty Rady Miejskiej bo to radni wybierają między sobą. 


 

  Z czego jestem dumny?

 

Po pierwsze, że doprowadziłem do uznania języka polskiego na maturze we Francji. Po drugie: zabiłem kapo Franza. 


 

  Polacy we Francji lata 50

 

Tych którzy przyjechali do kopalni to ich było dużo. Mieli swoje szkoły, parafie, organizacje. Była taka ksenofobia. Polak to był coś gorszego. W 52 roku pracowałem w  drukarni. Wzywają mnie na do pośrednictwa pracy.  - Ma pan kartę pracy?  - Mam.  - No to daj pan. Włożył do kieszeni.  - Nie ma pan.


  

 Dewiza życiowa

 

Co to śmierć? Tylu ludzi umiera. Normalna rzecz. Mnie się zdawało, że obok siebie żyję. Popatrzę się na moją śmierć, zobaczę co to jest. (…) Trzeba się zadowolić małymi przyjemnościami.