Spis treści

Józef Ptaszyński

Prezes Rady Polonii Belgijskiej. Z zawodu tłumacz. Emigracyjna historia jego rodziny zaczyna się na początku XX wieku w Niemczech. Dziadek Józefa Ptaszyńskiego wyjeżdża tam w poszukiwaniu pracy. W latach 20 ubiegłego wieku Ptaszyńscy osiadają w Belgii. Tu znajdują swój dom. Jak opowiada bohater naszego wywiadu – od razu wraz ze starszą córką kupili tu dom. Postanowili zostać na zawsze, nie planując powrotu do ojczyzny. Zachowali jednak język i obyczaje. Ptaszyńscy do dziś związani są z Polską, Józef Ptaszyński, jako działacz społeczny swoje pozazawodowe życie poświęcił pracy społecznej w polonijnej wspólnocie w Belgii.  
 
 
 

Emigracja 1923

W 1923 roku cała moja rodzina przyjechała do Genk. Dziadek pracował w kopalni a ojciec ze stryjem prowadzili małą firmę. Nikt z mojej rodziny nie wrócił do Polski, nikt nie miał takiego zamiaru. W tymże 23 roku dziadkowie razem z najstarszą córką zaczęli budować dom. Tu niedaleko, jakieś 500 metrów stąd. Dom stoi do dziś.
 
 

Integracja

Ojciec mówił, że Polacy byli dobrze zorganizowani i zawsze się kłócili. Nic się jak widać nie zmieniło na tym świecie. Równocześnie ojciec był zdania, że trzeba się integrować ze społecznością w której się żyje. O bracie mojego ojca ludzie myśleli, że on jest stąd.  Stryj prowadził warsztat samochodowy.  Ojcu czasem mówiono, chcesz naprawić samochód jedź do tego gościa. Ojciec na to, że to jego brat, tamci na to, że niemożliwe, że to jest człowiek z Genk. 
 
 

Miejsce na ziemi

To były dwie różne rodziny, z jednej strony mojej mamy, która była Belgijką i ojca. Inna atmosfera, inne potrawy.
Belgowie nie mieli żadnej dobrej sali. Polska sala służyła tu obu społecznościom, polskiej i flamandzkiej. Wykorzystywały ją różne organizacje, głównie chrześcijańskie, były także zajęcia teatralne po flamandzku. 
 
 

Patriotyzm

Już w październiku  1939 roku  ojciec ze swoim bratem pojechali przyłączyć się do formującego się tam polskiego wojska. W czerwcu 1940 roku wraz ze stryjem walczyli we Francji. Stryj został ranny, po odmowie podpisania volkslisty trafił do niemieckiego szpitala pod Krakowem. Ojciec został wzięty do niewoli, także nie podpisał volkslisty. Trafił do stalagu pod Żaganiem.
 

Polski początek

Jak miałem 18 lat to nie należałem do żadnej organizzacji polonijnej. Na pierwszym roku studiów w Leuven mieszkałem w akademiku prowadzonym przez profesora histrorii, księdza który bardzo lubił Polaków. Miał bardzo dobre kontakty z Lublinem. Dzięki temu później udało mi się zdobyć stypendium w Lublinie. On także miewał gości z Polski. (...) Istniało wtedy w Leuven koło polskich studentów. Kazik Zaniewski zaangażowany w tę oganizację chodził zwykle do naszego akademika sprawdzić czy nie przyjechali jacyś nowi polscy studenci. Przy okazji popatrzył także na listę studentów miejscowych i znalazł mnie. Dostałem zaproszenie, działałem w tym kole cztery lata.